Przejdź do treści

Granatnik przyjaźni.

  • przez

Wczoraj, w godzinach pracy, Komendant Główny jednej ze służb mundurowych, we własnym gabinecie, odpalił granatnik. Wzmiankowany granatnik jest prezentem (!!!) od zaprzyjaźnionych służb ukraińskich. No, taka drużba…

W związku z zaistniałą sytuacją, mam kilka pytań i refleksji.

1. Jakim prawem pan komendant przewiózł broń przez granicę RP?

O ile się orientuje, aby dokonać takiej operacji, trzeba wypełnić +/- półtorej tony formularzy i podań oraz otrzymać 348779 zezwoleń. Dotyczy to każdego obywatela – komendantów również.

2. Dlaczego granatnik był uzbrojony w ładunek bojowy?

Ja rozumiem, że dla Ukraińców jest to chleb powszedni, bo ostatnio są dość obznajomieni ze wszelkim sprzętem służącym do regulacji liczby żołnierzy rosyjskich, na terenie Ukrainy.
Jak widać jednak, nie wszyscy tak mają i można było to wziąć pod uwagę przekazując zabawkę (bo niby co?) w ręce pana komendanta.

3. Co trzeba mieć w głowie, żeby dawać w prezencie granatnik?

Dobrze, że pan komendant nie był z wizytą w Kenii, bo by pewnie przywiózł tygrysa, dwa lamparty i komplet starych opon do Jeepa. Oczywiście też prezent, bo tak mu dali.

Reasumując:

Proponuje pozostać przy obdarowywaniu się orderami, medalami i poklepywaniami się po plecach.

Nie każdy i nie wszystkim powinien się bawić.
Skoro pan komendant musi (od czasu do czasu) czymś się pobawić, to proponuje żeby się pobawił…

(tu muszę przerwać wątek, aby nie posądzono mnie o znieważenie człowieka, który jest CZŁONKIEM instytucji szacownej i społecznie niezbędnej)

Rozglądając się niespokojnie na boki, pozdrawiam moich Czytelników.

P.S.
Najbardziej zrobiło mi się żal Antka Macierewicza.
Nie mam pojęcia jak on udowodni, że w tym incydencie maczały palce rosyjskie służby.

Udostępnij wpis innym: