Przejdź do treści

Przykazania starego pierdoły.

  • przez

1. Zażywaj więcej ruchu.
Od czasu, kiedy to posiadłem pierwszy samochód, zapotrzebowanie na piesze przemieszczanie, spadło mi drastycznie. Nie rozumiem, co ludzie widzą w łażeniu do punktu, do którego można dojechać. Samochodem, oczywiście. Bo autobus i tramwaj to wymysły szatana i nawet człowiek tak małej wiary jak ja, powinien brać to pod uwagę.

2. Mniej kawy i nikotyny.
Jasne, że można. Tyle, że ja nie używam alkoholu. A jakieś chwile radości to się należą każdemu. Kawkę popijam (trzy, dziennie) a nikotynę pobieram do organizmu przy pomocy papierosa elektronicznego. I to są moje jedyne używki. Wiem, że wygląda to biednie, ale jak piłem – wyglądało jeszcze biedniej.

3. Mniej się denerwuj.
Oczywiście, oczywiście… (Mistrz i Małgorzata)
Ci, którzy pasą się z własnej działalności gospodarczej, wiedzą jakież to spokojne i kojące. Co się polepszy to się popieprzy. Narodowa karuzela przedsiębiorczych dostarcza odpowiednią ilość (do wyboru) adrenaliny, lęku, nerwów, depresji czy innych szarpnięć z okolic domu dla nerwowo chorych.
„Don’t worry be happy” – oczywiście, oczywiście…

4. Znajdź sobie hobby.
Tu jest znowu problem, bo podstawowe, moje hobby, z wiekiem jakby (par excelence) oklapnęło. Owszem, człowiek czasem (chytrym oczkiem) rzuci na jakieś mini lub inne atrybuty młodości w kategorii „kobieta”. Niestety, obecnie nie wywołuje to już takiego niepokoju organicznego jak niegdyś.
Lata robią swoje:

A TU POTWIERDZENIE

Inne hobby, które ciągnąłem przez lata, okazało się niezdrowe i bez przyszłości. Jako, że nie jestem zwolennikiem spraw bez przyszłości – zostałem abstynentem.
Do znaczków pocztowych, etykiet, banknotów (chyba, że aktualne), chrząszczy, czy zbierania damskich (używanych) majtek nie mam zacięcia. A nic innego mi do głowy nie przychodzi.

5. Jedz zdrowo i terminowo.
Co ja poradzę, że moje kubki smakowe nie współpracują, ze mną, o godzinach porannych. Zasada „śniadanie to podstawa” odpada.
Do godziny jedenastej (ej-em) można mnie nakarmić dowolnymi frykasami a i tak będzie mi smakowało jak karton po butach od Gino Rossiego – że tak patriotycznie pozostanę przy polskiej marce.
Po jedenastej zjadam dwie drożdżówki i popijam colą.
Dalszy ciąg dnia?
Jak rozszalała wyobraźnia mojej Wiernej (…) Małżonki zadecyduje.
Z tym, że w godzinach dość różnych i asortymencie od „Jak hodować chomika” do wystawnych dań rodem z najlepszych restauracji.

TAK WIĘC…
Teoretycznie powinienem sczeznąć – jak nie fizycznie to psychicznie lub w wersji dubeltowej. Na szczęście, nie wszystkie teorie mnie dotyczą i jakoś brnę w tę jesień życia. Złota ona może nie jest ale wrodzony optymizm każe mi wypatrywać odmian na lepsze (lub jeszcze lepsze) w nadchodzących latach.

Czego Wam i sobie życzę.

Udostępnij wpis innym: