Przejdź do treści

Zwój duchowy.

  • przez

Chyba trochę sobie „nagrabię” u niektórych z Szanownych Czytelników, ale…

Sprawa będzie dotyczyć dość fundamentalnego zagadnienia, jakim jest ten osławiony i zajechany jak koń we żniwa – „rozwój duchowy”.

Zauważyłem, że zwrot ten często jest wykorzystywany jako wytrych do mózgów publiczności. A to w celu podniesienia rangi działań. Indywidualnych lub zbiorowych, umysłowych lub fizycznych oraz zupełnie mieszanych. Slogan ów przypomina czasami reklamy telewizyjne. Jest w nich jednocześnie prawda, półprawda i gówno-prawda. Socjotechnika dla frajerstwa. Biorąc pod uwagę liczbę oglądających – można spodziewać się sporego udoju z jednej emisji.

Ja potrafię zrozumieć (nie chwalić!) tych, którzy cynicznie wykorzystują „rozwój duchowy” do tłuczenia kasy. Przykładów w Internecie jest tyle, że się powstrzymam, bo bym zamulił cały serwer. Książka telefoniczna przy tym, to jedynie broszurka…

Gorzej to już wygląda, jeżeli ktoś stara się na poważnie (i idealistycznie) dać bliźniemu do zrozumienia, że posiadł umiejętność obrania prawidłowego kierunku na „drodze rozwoju duchowego”. Przy założeniu, że chce równocześnie podzielić się ową wiedzą. To ci są najgorsi, bo autentyczni i przekonywujący!

Po dość dokładnych oględzinach, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nie spotkałem się z żadnym sensownym wskazaniem tego, co nazywamy „rozwojem duchowym” a co nie. Na zasadzie logicznego przeciwstawienia – nie spotkałem się również z jasnym określeniem „zwoju duchowego”, które to powinno również występować, – jako, że każda droga ma „w te i nazad”.

(Tak na marginesie: Kto mi powie jak wygląda przeciwieństwo „rozwoju duchowego?)

WAŻNE:

Patrząc na odczucia swoje (!) i pozostałej części populacji – zgromadzonej terytorialnie wokół mnie – każdy ma poczucie, że się rozwija. Jest to poczucie subiektywne, indywidualne i powszechne.

Z podkreśleniem – indywidualne! Ba wszyscy jesteśmy indywidualni a nie jacyś „zbiorowi”. Duchowo, fizycznie, umysłowo czy pod każdym innym względem!

Szkoła rozwoju duchowego?

Każda szkoła (społeczność) kastruje w pewnym stopniu swoich uczniów i na puste miejsca doszywa implanty zgodne z „generalną linią”! Nietknięci (no… prawie) pozostają jedynie ideolodzy (guru, nauczyciele, przewodnicy i podobni), bo to do nich dopasowuje się resztę!

(Pozwolę sobie przytoczyć anegdotkę dość adekwatną:

Jeden radziecki skonstruował maskę do golenia. Na wątpliwości Biura Patentowego, co do jej przydatności w kontekście różnych kształtów twarzy powiedział:

– Towarzysze! Po pierwszym goleniu problem znika. Wszyscy mają takie same twarze 🙂

Wracając do tematu:

Nie spotkałem nikogo zdrowego psychicznie, kto by powiedział, że się nie rozwija lub wręcz – „jedzie na wstecznym – duchowym”.

(A przynajmniej do pewnego momentu w życiu, kiedy to hemoroidy, niska emerytura, sztuczna szczęka i pozostałe atrakcje „trzeciego wieku”, nie spowodują „tumiwisizmu” – jako postawy życiowej.)

Tak, więc na zasadzie mówiącej; jeżeli coś dotyczy wszystkich – nie jest żadnym wyróżnikiem, można stwierdzić, że wyszczególnianie „rozwoju duchowego” jako postawy życiowej jest tak samo warte jak wyróżnienie przez posiadanie dwóch rąk czy dwóch nóg. W związku z tym cała ta „dystrybucja” rozwoju jest o tyle skomplikowana, że… zbyt dostępna i powszechna. Sklep z piachem na Saharze…

Kiedyś (za „komuny”) istniała taka frywolna teoria wywrotowa, która głosiła, że najłatwiej będzie pokonać PZPR, jak się do niej wszyscy zapiszą. Nie, żeby coś zmienić. Tylko wtedy każde ugrupowanie traci sens! Jak wszyscy będą partyjni, to tak jakby nikt nie był!

Pozostanie pusty i zanikający obrządek.

Jakoś podobnie wychodzi mi, z tym „rozwojem duchowym”.

Skoro subiektywnie rozwijamy się wszyscy… (dalej boję się…)

Dodatkowo, istnieje podejrzenie, że bez żadnych zabiegów mentalno-fizycznych, model „homo(ledwo)sapiens” i tak idzie tam, gdzie ma zajść – w drodze rozwoju ewolucyjnego. W tym – duchowo. Początek ery jednej – koniec drugiej. Era Wodnika i inne temu podobne teorie. Też jest ich trochę.

Inna sprawa, że od dość dawna już, nie rozumiem ludzi, którzy dają sobie prawo do kierowania życiem innych a nie są; zawodowymi politykami, zastraszonymi pantoflarzami (poza domem) lub niespełnionymi (zakompleksionymi) pod innym względem – nieudacznikami.

(Muszę kończyć, bo żona wróciła z imprezki i będzie znowu na mnie krzyczała, że siedzę przy kompie a prania nie rozwiesiłem i garów nie pozmywałem.)

Pozdrawiam wszystkich z mojej indywidualnej Drogi (hm…) Rozwoju Duchowego – bez względu na to, czego pod tym hasłem nie rozumiem…

Udostępnij wpis innym: