Przejdź do treści

Chyba jednak napiszę tę książkę.

  • przez

Namówił mnie zespół redakcyjny Donderlandu, czyli moje, powielone alter ego – patrz na stronie głównej.

Pelagia prosiła o soft-momenty, bo lubi się lekko zwilżać.
Poliklet, żeby były sceny przy barze, bo lubi te klimaty.
Protazy, żeby było szczerze, bo chce się doktoryzować na moim przypadku.

Tym niemniej…
Jedynym prawdziwym powodem do tego, wzniosłego (…) aktu są nudy. Z nudów powstało sporo ciekawych rzeczy. I nie mówię tu tylko o bachorach.
Jedynie z lenistwa zrobiono więcej. Chociaż brzmi to dość przewrotnie.

Nie będę się spieszył, bo jako perfekcjonista, będę szlifował każde słówko. Zresztą, niejaki Bułhakow pisał “Mistrza i Małgorzatę” całe 17. lat. To gdzie mam się spieszyć?

Wydrukuję to w 20. egzemplarzach, bo i tak nikt nie czyta nic poza gniotami dla kucharek oraz poradnikami dla ćwierćinteligentów, z cyklu: „Jak być pięknym, młodym, zdrowym i powszechnie kochanym”.
Szkoda lasów.
Dla rodziny starczy.
Ba, będzie nadmiar, jak widzę książkowy rynek wymienny między Wierną (…) Małżonką a moimi Pomiotami.
Okazało się, że Donderowie (zstępni) są oszczędni.
Zadziwiające!
Gdzie zrobiłem błąd w wychowaniu?

Książka musi być gruba, najlepiej o niczym a i to mętnie.
Wtedy jest szansa na jakąś nagrodę, bo to tak działa.

Chodzi o to, że nawet jak ktoś ją przeczyta 10. razy, to i tak nie powinien wiedzieć, co autor miał na myśli. Wtedy czytelnik (i cenzor) robią mądre miny, kiwają głowami a nie chcąc wyjść na głupków…
Chwalą, że nowatorsko, że dalekowzrocznie, że warto się zadumać.

Szkoda, że za komuny nie napisałem (wzorem Wiśki Szymborskiej czy Cześka Miłosza) jakichś hymnów pochwalnych dla komuny i jej prominentów (Lenina, Stalina, et consortes), to może nawet Nobel by się trafił…
No, ale teraz to już trochę niezręcznie. Można by (ewentualnie) treny jakieś (“Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Moja droga Partyjo, tem zniknieniem swoim…”), ale nie wiem czy to już nie za późno trochę.
A i Kochanowski pewnie by się (post mortem) lekko obruszył.

Dobra, pies dmuchał Nobla.
Pulitzer też jest git.

Może nawet poszłoby to, w odcinkach, w Głosie Pszczelarza.
Zawsze to jakaś nobilitacja.

Widoki są optymistyczne i dodające wigoru pisarskiego.

P.S.
Jedynym zagrożeniem jest to, że minister, niejaki Czarnek, mnie w lektury szkolne wrzuci i zdesperowani młodzi nakopią mi w moją, starą dupę.
Co nie daj (dowolny) panie boże – amen.

P.P.S.
A skoro już mowa o nagrodach, to mogę się spodziewać:
EWENTUALNA NAGRODA

kumple
Udostępnij wpis innym: